Fundacja Wspierania Kultury "Noc Poetów"

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Losowa Fotka

Partnerzy

Odeszła Czesława Julia Tessarek

Odeszła Czesława Julia Tessarek Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus !
Wielce Szanowny Księże

Nazywam się Jadwiga Pakuła – jestem rodzoną starszą siostrą św. pamięci Czesławy Julii Tessarek. List ten, który teraz piszę jest nawiązaniem do telefonicznej rozmowy mającej miejsce w dniu 28. lipca, w której to przekazałam smutną wiadomość o odejściu mojej Siostry. Jest też próbą odpowiedzi na Księdza sugestię, by choć fragmentarycznie przedstawić osobę Julii. Siostra zmarła 20.lipca w Bremen, w szpitalu o godzinie 4,20 nad ranem. Dotknęła Ją straszna, niewyleczalna choroba: stwardnienie rozsiane boczne. Wiadomość tę przekazałam na ręce Szanownego Księdza z myślą i pragnieniem o powiadomieniu o tym nieobojętnego uczuciowo dla Niej środowiska. Wiedziałam, jak ważne dla mojej Siostry były poetyckie spotkania w Choszcznie. Mawiała, że tam pozostawiła część swojej duszy, podkreślała, jak bardzo chłonęła tamtą atmosferę i klimat, jak wracała stamtąd ubogacona wewnętrznie, jak mocno nosiła w sercu Księdza, księże Sławomirze /przepraszam za zbyt poufny ton, ale tak to czuję/, jak przeżywała perspektywę ponownego spotkania z tym nowym dla Niej światem. Ubóstwiała /jak mawiała/ magię tamtych spotkań. Przygotowując się zawsze do Nocy Poetów, napełniała się wielkim entuzjazmem i niepohamowaną radością. Choroba wszystko przerwała i kiedy coraz bardziej stawała się dla Niej bezlitosna, Siostra wtedy już wiedziała, że nigdy nie będzie dane Jej tam pojechać. W telefonicznych rozmowach dzieliła się ze mną wielkim żalem. Płakała. Choć choroba postępowała, Julia była niezmiennie logiczna i świadoma rzeczywistości. Kiedy potrafiła jeszcze mówić, podkreślała wdzięczność i podziękowania dla Księdza, księże Sławomirze, za docenienie Jej amatorskiej twórczości, za wydanie tomiku „Uczucia ludzkie”, za każde słowo otuchy i pocieszenia. W tym miejscu, jako Jej siostra pragnę szczerze przyłączyć się do tych podziękowań i wyrazić Szanownemu Księdzu naszą rodzinną wdzięczność za owocne pokierowanie tą niezwykłą i znaczącą cząsteczką Jej życia. Wcześniej w refleksji nad swoim życiem niejednokrotnie zadawała sobie pytanie: jak to się stało i za czyją przyczyną tak się zdarzyło, że ona tak prosta, skromna, nigdy nie domagająca się niczego, dostąpić mogła tak zaszczytnego wyróżnienia i stanąć publicznie i odważnie recytować własne teksty. Mówiła, że często strofy te tworzyły się w Jej głowie podczas snu – budziła się wówczas i natychmiast je zapisywała. Czasem miała wrażenie, że Ktoś je dyktuje. Zdawała sobie sprawę, że są niepoprawne gramatycznie, stylistycznie, ułomne w rymie, lecz nie było to dla Niej żadną ujmą, ani powodem do kompleksów, chociaż nieraz czyniła z tego powodu usprawiedliwienia. W życiu rodzinnym była zawsze kochaną siostrą i dobrą córką, a potem najczulszą żoną i matką. Posiadała dar „robienia czegoś z niczego”. Nikt w rodzinie nie prowadził tak smacznej i kolorowej kuchni, nikt nie miał takich pomysłów na urządzanie mieszkania, na organizowanie rodzinnych spotkań, na robienie zaskakujących niespodzianek jak Julia. Nikt nie przysyłał tak pięknie ozdobionej korespondencji. Pamiętała zawsze o urodzinach i imieninach każdego z nas - z najbliższej rodziny, pamiętała o wszystkich świętach, na naszych wigilijnych stołach nigdy nie brakowało opłatka od Julii. Była bardzo pracowita i oddana temu, co robiła. Z nienaganną gospodarnością i starannością prowadziła dom, ogród działkowy i altanę - o niezwykłej aranżacji wnętrza. W ogrodzie królowały przecudne kwiaty i krzewy ozdobne przywiezione z Polski, dojrzewały tam przeróżne „polskie” owoce, warzywa. Wnętrza mieszkania i altany zdobiły Jej autorskie obrazy olejne. Malowała bardzo ciekawe i ładne pejzaże. Potrafiła pięknie wyszywać. Wszyscy w rodzinie podkreślali, że jest jedyną wśród rodzeństwa o tak niezliczonych i nieprzebranych talentach i uzdolnieniach, o wytrwałej pracowitości i najbardziej zrównoważonym charakterze. W trudniejszych rozmowach, czy rodzinnych sporach, aby nikogo nie zranić, ważyła każde słowo. Każdemu potrafiła od razu przebaczać. Rodzice mawiali, że nie wiadomo po kim odziedziczyła takie cechy i uzdolnienia. Na świat przyszła jako czwarte dziecko - było nas siedmioro /dwóch młodszych braci (już odeszli wcześniej) i pięć sióstr/. Od naszej Mamy dowiedzieliśmy się /my rodzeństwo/, że jako niemowlę nigdy nie płakała. Gdy była głodna wysuwała swój maleńki języczek i ssała go jak smoczek, jeśli w kołysce nie miała żadnej zabawki, to cichutko bawiła się swoimi rączkami, czy rąbkiem pierzynki. Już jako kilkuletnia dobrze mówiąca dziewczynka gromadziła nas - trzy starsze siostry wokół siebie i snuła wymyślone opowieści o wielkich gwiazdach, różnych słońcach, o podróżach na skrzydłach przedziwnych ptaków, a my jak zaczarowane z otwartymi buziami słuchałyśmy tego z podziwem /jeszcze w „strzępkach” to pamiętamy/. W całym swoim życiu miłowała taniec i piosenkę. Bardzo często od samej młodości bawiła się na wszelkich zabawach, nawet tych odpustowych organizowanych w święta parafialne /teraz już ich nie ma/. W życiu dojrzałym tańcem zaraziła swojego męża. W Bremen mieli swoje wybrane kluby, w domu płyty z ulubionymi piosenkami. Nie lubiła opery i sztuk teatralnych, choć w teatrzykach szkolnych „obdarzana” przez nauczyciela różnymi „rolami” chętnie uczestniczyła. Śpiewała i tańczyła przy każdej nadarzającej się okazji, nawet na ulicy – tam, gdy gdzieś rozbrzmiewała muzyka. Działo się to najczęściej podczas spotkań rodzinnych w mieście Łodzi na głównej, wolnej od ruchu motoryzacyjnego ulicy Piotrkowskiej. Zdarzało się, że takim zachowaniem prowokowała i wiele osób wśród kawiarnianych stolików zaczynało tańczyć i śpiewać. My, rodzeństwo byliśmy tego świadkami. Łódź to centrum życia naszej Rodziny. Bytuje tam od zawsze jedna z sióstr z dziećmi, wnuczętami i prawnukami. Tam toczyły się zawsze tradycyjnie okazjonalne spotkania rodzinne, zwłaszcza wtedy kiedy jeszcze żyła nasza Mama /po śmierci Taty przeniosła się do Łodzi/. Tato zmarł o wiele lat wcześniej - jako młody 55-letni mężczyzna. Teraz niestety, tradycja tamtych spotkań obumiera, a właściwie już prawie obumarła, bo jest nas coraz mniej i jesteśmy coraz, coraz starsi. Jednak miasto Łódź jest nam ciągle bliskie, bo z biednej wsi /Sucha Górna/ Rodzice wysyłali nas kolejno do tzw. Szkół - właśnie do pobliskiej Łodzi. Tam zdobywaliśmy edukacje, tam przeżywaliśmy swoje pierwsze przyjaźnie i miłości i stamtąd szliśmy już samodzielnie w życie. Kilkoro z nas ukończyło studia i rozpierzchło się po Polsce, a Julia z własnego wyboru, wyjeżdżając ze Szczecina /tam mieszkała i tam poznała męża/ znalazła się za granicą w RFN – w Bremen. Nieprzerwanie przez całe lata bardzo tęskniła za Polską i dlatego dość często z mężem i dziećmi odwiedzała rodzinę, a nieraz też sama wpadała tylko na kilka dni – to do Łodzi, to do Szczecina. Chadzała wówczas dawnymi ścieżkami i ulicami Szczecina i Łodzi, odwiedzała miejsca, które w sercu nosiła. Pewnego razu będąc w Szczecinie w odwiedzinach u sióstr, zapragnęła odwiedzić miejsce, w którym przed wielu laty mieszkała z mężem i pierwszym maleńkim synkiem. Gościnny gospodarz ze zrozumieniem i sympatią przyjął „nietypowych gości” i pozwolił na obejrzenie mieszkanka i widoku z balkonu /byłam uczestnikiem tej wizyty/. Siostra głęboko przeżyła to zdarzenie. Wiadomo, że wszystko było tam inne i obce dla niej, ale jedna rzecz, którą Julia dostrzegła, przyprawiła Ją o łzy. Była to półka w łazience. Była niezmieniona - taka, jaką wyprowadzając się stamtąd przed czterdziestu laty zostawili i nawet w tym samym miejscu wisiała, tyle tylko, że nieco pociemniała. Była ze świerkowej deski - własnoręcznie wykonana przez Ryszarda - Jej męża. Z wielkim wzruszeniem ją oglądała i dotykała.
W latach 70-tych i 80-tych - latach ciężkich dla Polski, Julia powzięła misję pomagania rodzinie w Polsce. Słała często paczki dla całej rodziny: nie tylko dla rodziców i dla nas sióstr, braci i naszych dzieci, ale też dla bliższych ciotek. Pewnego razu zapowiedziała przyjazd pociągiem z przesiadką w Kutnie /stacja kolejowa niedaleko miasta Łodzi/. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie mogliśmy uwierzyć … z przedziału towarowego pracownik kolei wyładowywał na peron ogromne ilości kartonów. Musieliśmy zamówić duży samochód, aby dowieźć to wszystko do celu. Również przez wiele lat wszystkich z rodziny kolejno zapraszała w odwiedziny. Szwagier Ryszard, człowiek o wielkiej dobroci zawsze sprzyjał nam wszystkim, nigdy nikomu nic nie wymawiał, tłumaczył, że jeśli oni poprawili swój byt w Niemczech, pomoc rodzinie w Polsce w tych nieprzyjaznych czasach historii nie powinna nikogo krępować, ani wstydzić. Oboje pracowali fizycznie. Siostra sprzątała gabinety lekarskie i restaurację, a szwagier pracował na kolei. Z rozmów z nimi wiedzieliśmy, że w wykonywaniu swojej pracy byli zawsze bardzo solidni, obowiązkowi i przez swoich pracodawców cenieni. Julia i Ryszard byli małżeństwem naznaczonym mało spotykaną siłą miłości, mało spotykaną siłą wzajemnego poszanowania, przywiązania i zrozumienia. Po śmierci męża i po usamodzielnieniu się dzieci /Piotra, Karoliny i Krystiana/, kiedy w mieszkaniu zrobiło się więcej miejsca, Julia przez kilka lat wielu członkom rodziny, którzy przyjeżdżali za pracą, za darmo użyczała kąta i pomagała w poszukiwaniu dla nich pracy. Całe życie zmagała się z wieloma problemami, często bardzo trudnymi, ale zawsze wychodziła z nich obronną ręką. Jednak kiedy u córki Karoliny zdiagnozowano złośliwego raka, załamała się psychicznie. Długo trwała walka o życie Karoliny. Było to dla nas w Polsce wielkie zmartwienie. W tej chwili po kilku latach stan zagrożenia minął i nasza siostrzenica czuje się dobrze. Julia miała też w życiu bardzo dużo powodów do radości…między innymi wtedy, gdy dzieci z powodzeniem kończyły szkoły, kiedy otrzymywały satysfakcjonujące prace, kiedy najmłodszy syn Krystian po obronie doktoratu na uniwersyteckim wydziale fizyki podjął decyzję o kontynuowaniu badan naukowych w tej dziedzinie w Kalifornii, kiedy rodziły się wnuczęta i rosły dobrze wychowywane. Odejście Mojej Ukochanej Siostry pogrążyło mnie w wielkim smutku, bólu i głębokiej żałobie. Bardzo mi Jej brakuje, tęsknię za Nią silniej i mocniej niż kiedykolwiek w życiu.
Szanowny księże, pragnę podziękować za przesyłkę – zawartość jej wzruszyła mnie bardzo głęboko. Dziękuję serdecznie i przesyłam słowa wdzięczności.
SZCZĘŚĆ BOŻE !
Z wyrazami szacunku Jadwiga Pakuła
Gorzów Wielkopolski dnia 09.08. 2021 r.



Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Wygenerowano w sekund: 0.07
3,576,869 unikalne wizyty